Hejj!!
Jak wiecie od dobrych kilku lat z zamiłowania, pasji, miłości itd. jeżdżę na desce snowboardowej.
Miłość do tego sportu narodził się w momencie, gdy pierwszy raz zapięłam wiązania. Taki sam początek miał też Kuba. Jak wiecie zaczął pierwsze ślizgi mając 4 lata, zaś teraz w wieku 5 jeździ lepiej niż ja na początku. :) Od wakacji szykowaliśmy się do pierwszego narciarsko- snowboardowego wyjazdy w góry. Wszystko planowaliśmy, liczyliśmy koszta, a na jesieni szykowaliśmy sprzęty. Gdy moja decha, ochraniacze, kask, no wszystko co potrzebne do bezpiecznej jazy było gotowe, okazało się, że w moim brzuchu zadomowił się kto wie może kolejny snowboardzista. Pomimo, iż wyjazd był na początku mojej ciąży, czyli na przełomie 2/3 miesiąca, to nawet nie przeszło nam przez myśl rezygnować z wyjazdu. Nie byłoby dla mnie problemem, aby dla zdrowia dzidziusia odpuścić sobie jazdę na desce. W końcu jego zdrowie jest ważniejsze od jakiegoś tam wyjazdu i pasji.
Na desce jeżdżę dobrze. Moja jazda jest kontrolowana. Znam dobrze możliwości mojej deski i swoje umiejętności. Po konsultacji z Panią Położna i zapytaniu w prost: "czy trochę powoli mogę pojeździć?". Usłyszałam oczywiście. Ciąża ogranicza niektóre sporty, bo jak byłabym fanką skoków spadochronowych to jednak tego w ciąży bym nie zrobiła. Pani Małgosia stwierdziła, że jeżeli będzie to wolna jazda, bez szaleństw, skoków, nie wiadomo jakich prędkości i z rozsądkiem to jest to nawet wskazane. Ruch i sport w ciąży to zdrowie. Po tych słowach postanowiłam jeździć. Jeździłam jedynie z najmniejszej górki na stoku. Trzymałam się jazdy z boku stoku. Jechałam wolno, niekiedy Kuba mnie wyprzedzał, ale wiedział dlaczego tym razem szybko jeździć nie mogę. Chciałam, aby moja jazda była rekreacyjna, powolna i sprawiała mi radość. Na skoki i prędkość przyjdzie czas w przyszłym roku. :)
Nie każdego dnia jeździłam, większość czasu patrzyłam jakie postępy robią moi chłopcy. W 100% kontrolowałam swoją jazdę i kiedy czułam, że deseczka się rozpędza po prostu hamowałam. Nie miałam jednak wpływu na pędzących jak rakieta innych riderów narciarskich, czy deskarzy. Jazdę w dzień odpuściłam, po tym jak zobaczyłam ile jest ludzi na stoku, a ja bałam się, że ktoś we mnie wjedzie, a wtedy żadne zadośćuczynienie by nie pomogło. Jeździłam wieczorami, gdy ba stoku było około 30 osób. Wtedy czułam się bezpiecznie. Moja jazda to nie była jednak jazda godzinami tak jak Kuby. Zjeżdżałam maksimum 5 razy, co daje około godzinki wraz z czekaniem na orczyk. Takie decyzje jednak jak moja była po konsultacji i indywidualna. Nie każdy musi jeździć w ciąży, jeżeli nie czuje się na siłach. :)
Najważniejsze ze było bezpiecznie :)
OdpowiedzUsuńJa sobie nie wyobrażam tego sportu wcale , mam lek wysokości 😀
OdpowiedzUsuńCiąża nie powinna być czasem ograniczeń dlatego bardzo Cię podziwiam. Większość kobiet na pewno nie zdecydowałaby się na taką aktywność.
OdpowiedzUsuń